Koleżanka poprosiła mnie o zrobienie kolczyków wyborczych. Zgodziłam się, chociaż przypinki, z których owe kolczyki miały być zrobione, lekko mnie przerażały. Okazało się, że mój niepokój był uzasadniony. Najpierw chciałam, sklejone pleckami zapinki, opleść peyotem. Otoczka wyszła ładna i równa do momentu, kiedy trzeba było zamontować w niej "kaboszon", wtedy zamiast grzecznie siedzieć i czekać na górny oplot piętnastkami, zaczęła się deformować i złośliwie jeździć po śliskiej powierzchni. Odpuściłam, sprułam a następnie wyplotłam boki ściegiem RAW. Byłam zadowolona do momentu już opisanego, tylko że tym razem, rzuciłam przez zęby: "nie będą mi koraliki pluły w twarz..", sięgnęłam po klej i wredotę ujarzmiłam.
Twardym trza być, nie miętkim!
OdpowiedzUsuńDzielnaś!
Ela
No no wyszło bardzo ładnie :) Szkoda tylko, że pierwsza próba nieudana.
OdpowiedzUsuńŚwietne są, pokonałaś koraliki. ;)
OdpowiedzUsuń