Zawsze lubiłam lalki i zawsze jakieś miałam. Pamiętam, jak w liceum będąc, wzięło mnie na szydełkowanie ubranek dla dziesięciocentymetrowej lali. Powstały wtedy sukieneczki z falbankami, płaszczyki, kapelutki... Lalka powędrowała ze mną do szkoły i zasiadła na ławce. Dojrzała ją matematyczka, kobieta wyjątkowo cierpliwa i wyrozumiała dla mojej matematycznej tępoty, obejrzała i mruknęła: "szkoda, że z matematyki taka zdolna nie jesteś". Też żałowałam, bo w liceum lubiłam i ceniłam dwie matematyczki - li i jedynie. Potem ubierałam lalki Barbie należące do Bereniki. Dziecko mówiło, że ładne, a następnie naciągało mnie na chińskie gotowce, które rozpadały się po jednym założeniu. No cóż... o gustach się nie dyskutuje. Czy teraz mam lalki? Ależ oczywiście. Ostatnio kolekcja powiększyła się o hiszpańską piękność wyprodukowaną przez firmę "Paola Reina". Ma 21 cm i pachnie wanilią. Na przywitanie otrzymała nową sukienkę. Zrobiłam ją, z cieniutkich niteczek dostanych od Ewy Leliwy. Druty 1,5. Łatwo nie było, ale dałam radę.
urocza sukieneczka
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńCudna lala i bardzo jej do twarzy w tej pięknej sukienusi :)
OdpowiedzUsuńPrzekażę lali Twoje wyrazy uznania :)
Usuń